W nocy nastąpiła zmiana czasu, więc my jak zombie na nogach od 6. Cóż było robić z tak prześlicznie rozpoczętym dniem… Wschód słońca! Aparat w łapki, szybkie narzucenie na siebie losowo łapanych po ciemku części garderoby i pobiegliśmy na parking przed Domem. Tak, to był niezwykły spektakl. Kiedy już mieliśmy pewność, że temat wschodu został wyczerpany pojechaliśmy na poranną kawę na pobliski Orlen, po czym wróciliśmy do pokoju.